sobota, 31 stycznia 2009

Cisza w pałacu – rzecz o kamienicy wielkomiejskiej przy Narutowicza 1

Od kilku lat mówi się, a nawet zaczyna realizować w Łodzi plan przekształcenia ulicy Narutowicza w reprezentacyjny „bulwar” miejski. Ma on stanowić swego rodzaju wizytówkę miasta dla osób docierających nad Łódkę poprzez dworzec Łódź Fabryczna. I ma do tego wszelkie predyspozycje, skupiając w sobie ciekawe obiekty ze wszystkich okresów rozwoju Łodzi od czasów Ziemi Obiecanej, aż po XXI-wieczną filharmonię. Jednemu z nich, mianowicie kamienicy wielkomiejskiej położonej przy Narutowicza 1 chciałbym przyjrzeć się dokładniej. Powodów mojego zainteresowania tą neorenesansową budowlą z końca XIX w. jest kilka: po pierwsze rozpoczyna ona Bulwar z racji swego położenia przy zbiegu Narutowicza i Piotrkowskiej (stanowiła bowiem od początku pewną całość z przylegającą doń kamienicą przy Piotrkowskiej 54). Po drugie jest to jedyna ocalała kamienica z południowej pierzei dawnej ulicy Dzielnej, która przetrwała PRL-owskie poszerzanie Narutowicza od Kilińskiego w kierunku zachodnim. Po trzecie skala i bogactwo samego założenia każą zaklasyfikować ten obiekt w gronie najcenniejszych łódzkich zabytków. Po czwarte wreszcie piękno kamienicy znika na naszych oczach, gdyż ginie ona od braku remontów i opieki. Skala dewastacji elewacji jest porażająca, o wnętrzu nie wspominając. I dzieje się to, mimo iż obiekt znajduje się w rejestrze zabytków i jest własnością miasta...

Dziś z pałacu (bo i tak często jest ten obiekt przez łodzian zwany) znika życie. Mieszczące się na parterze zakłady i zakładziki wyprowadzają się z wyjątkiem jednej urokliwej herbaciarni. Zostają po nich puste witryny i różnokolorowy parter budynku. Podwórze jeszcze służy za parking dla kilku aut, lecz zamknięte na kłódkę nie pozwala byle przechodniowi zajrzeć do swego wnętrza. A szkoda! Zachowało ono bowiem oryginalną i bardzo łódzką postać zamkniętej „studni”. Mieszkania również nie służą już nikomu. Wybite szyby, pootwierane zimową porą okna oraz ciemność, jaka spowija budynek nocną porą są tego dostatecznym dowodem. Reprezentacyjna klatka schodowa stoi za to otworem i daje świadectwo zarówno dawnemu bogactwu (zachowany wspaniały drewniany plafon, częściowo poręcze i okna na podwórze), jak i dzisiejszemu upadkowi (napisy, zabite na kłódki drzwi i walające się śmieci). Jednak przede wszystkim i na niej wieje pustką. Wchodząc po jej schodach zgiełk miasta powoli ginie, a jedynym słyszalnym dźwiękiem staje się skrzypienie schodów pod nogami. U jej szczytu dochodzi jeszcze ostrożny dźwięk gołębich skrzydeł, bowiem przestrzeń pod ozdobnym plafonem służy dziś jedynie ptakom. Jednak przez większość czasu ma się wrażenie przemożnej ciszy. Ciszy bardzo wymownej, bo jakże niespotykanej w samym sercu wielkiego miasta. Ciszy niepasującej, niespokojnej, jakby chcącej odejść z tej jakże nieprzeznaczonego dla niej miejsca. Martwej ciszy...

Ulica (czy też Bulwar) Narutowicza potrzebuje swego „otwarcia”, prawdziwego symbolu bogactwa i prestiżu, zarówno tego minionego, jak i tego, który dziś ma jej zostać nadany. Pałac przy Narutowicza 1 jest do tego miejscem idealnym. Może nadszedł czas, aby przywrócić doń życie???

PJM

Brak komentarzy: